czwartek, 29 stycznia 2015

"Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Ameryki" - Meir Shalev

Dawno tak nie żałowałam, że skończyłam czytać książkę, że była tak krótka. W ciągu tych zaledwie 200 stron zdążyłam niesamowicie zżyć się z bohaterami, przenieść się do innego kraju, w innym czasie. "Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Ameryki" to wspomnienia autora, czyli izraelskiego pisarza Meira Shaleva. Są to wspomnienia związane z jego barwną rodziną, której najstarsze pokolenie wyemigrowało do Izraela z Ukrainy i Rosji w latach 20 i 30 ubiegłego wieku. Główny wątek stanowi babcia Tonia i prezent, który otrzymała od krewnego z USA - nowiutki model odkurzacza, który stał się pewnego rodzaju symbolem dla całej rodziny pisarza. Historia amerykańskiej maszyny jest przeplatana wieloma dygresjami i anegdotkami na temat poszczególnych członków rodziny. Większość z nich ma charakter humorystyczny, naprawdę wywołują uśmiech czy nawet zduszony (jak się czyta w autobusie) śmiech czytelnika. Shalev w sposób ciepły i można powiedzieć swojski opowiada o rodzinnych zwyczajach, żartach, specyficznych powiedzonkach, z których większość rozpoczęła swój żywot dzięki niezapomnianej babci Toni. Ta rodzinna (co nie oznacza zawsze sielska) atmosfera, przekomarzanie się, wspólne wspomnienia tak bardzo mi się spodobały chyba przez podobieństwo do mojego własnego domu. Babcia z manią sprzątania (chociaż u mnie to akurat byłaby mama), która sporo zrzędzi i na okrągło sprzecza się z dziadkiem, a z drugiej strony jest ciepłą i pełną energii panią domu. Wujkowie, ciocie i dzieci, które z największą przyjemnością zbierają się w większym gronie w domu swojego dzieciństwa na wsi, aby razem powspominać i tworzyć dalsze niestworzone historie. Wszystko to, przeniesione na papier w stylu lekkim i przyjemnym sprawia, że książka jest naprawdę warta polecenia.

niedziela, 18 stycznia 2015

"Książę" - czyli debiutancka powieść Filipa Syczyńskiego


Dzisiaj chciałabym napisać co nieco o powieści, którą
pochłonęłam w dosłownie kilka godzin. Jest to "Książę"
Filipa Syczyńskiego. Przyznaję, że do zakupienia tej książki skłoniła mnie okładka, po prostu przykuła moją uwagę. Czytając krótką biografię autora, dowiedziałam się, że jest to młody polski reżyser, który ukończył też malarstwo. Przyszło mi do głowy, że musi to być kreatywny człowiek i bez dłuższego namysłu udałam się do kasy.

Tył książki opatrzony się hasłem:
 "Książę to powieść o człowieku, który miał wszystko. Oprócz siebie."
Brzmi intrygująco, prawda?

Fabuła "Księcia" osadzona jest w początku XIX wieku w Londynie. Czasy brudu, braku higieny, bezdomnych wałęsających się po ulicach z jednej strony, szczyt wypraw kolonizacyjnych, schyłek niewolnictwa, bogactwo wysoko urodzonych i mieszanina kultur z drugiej strony. Ten ogromny kontrast można nie jeden raz zaobserwować podczas czytania. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale spróbuję w zarysie przedstawić tą niesamowitą historię. Narratorem jest czarnoskóry mężczyzna, porwany z afrykańskiej wioski przez angielskich łowców niewolników. Po dotarciu do Londynu, szczęśliwym czy też nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, znajduje się na ulicy i tu zaczynają się jego przygody. Na swojej drodze spotyka wiele barwnych postaci. Pierwszą z nich jest ekscentryczna starucha z gniazdem z włosów na głowie, która zaczepia naszego bohatera i ciągnie go ze sobą. Pojawia się też banda bezdomnych chłopców, w końcu mężczyzna trafia do domu Księcia. Staje się jego sługą, zarówno księcia jak i jego nieposkromionej i szalonej ukochanej. Każda z tych postaci jest wykreowana w tak wspaniały sposób, że aż brakuje przymiotników, żeby je wszystkie opisać. Główni bohaterowie powieści stają się co najmniej dziwną grupą przyjaciół, którzy razem stawiają czoła własnych lękom, sekretom i samotności. Samotność to chyba słowo klucz tej powieści. Każda z postaci niesie ze sobą ciężki bagaż doświadczeń. Jest to bardzo mądra książka, dialogi głównych bohaterów, mimo licznych przekleństw czy z pozoru absurdalnych sytuacji, są przemyślane i skłaniają do refleksji, nie tylko nad losem bohaterów powieści. W "Księciu" dużo się dzieje, akcja jest wartka i zaskakuje na każdym kroku. Scena, w której grupka osób pędzi kilkoma karetami pełnymi bezdomnych szczekających psów z chorym człowiekiem na materacu, przywiązanym do dachu jednego z pojazdów, jest chyba najdziwniejszym fragmentem powieści, jaki kiedykolwiek czytałam... no może poza Gombrowiczem! Są fragmenty radosne, są i śmieszne, jednak wydźwięk powieści pozostaje może nie smutny, po prostu ...życiowy. Mimo wielu postaci i wydarzeń, nic w "Księciu" nie wydaje się zbędne, wszystko składa się na jedną fantastyczną całość. Z całego serca polecam tę lekturę wszystkim, którzy czasem lubią nieszablonowe i nieprzewidywalne powieści.

sobota, 17 stycznia 2015

Początek

Hej!

Tak więc założyłam bloga. Impulsem do tego okazała się głównie moja miłość do książek, chciałabym móc dzielić się z kimś odczuciami i opiniami na temat kolejnych przeczytanych pozycji. Poza tym, jakkolwiek dziwnie może to brzmieć, tęsknię za pisaniem. W szkole mimo woli co jakiś czas trzeba było coś naskrobać, choćby niepozostawiającą wiele dla wyobraźni i kreatywności rozprawkę. Zawsze to jednak coś, a ja lubię pisać.

Mam jednak wrażenie, że nie same książki będą tematem postów. Nie wiem, czego się spodziewać po tym blogu. Mam nadzieję, że palce same będą wiedziały, co wystukać na klawiaturze.

Życzcie mi powodzenia i do "zobaczenia" :)

P.S. Nazwa bloga - sfarim, to po hebrajsku książki.