piątek, 5 lutego 2016

"Kompleks Portnoya" - Philip Roth

Hej kochani!

Długo mnie tu nie było, winna jest sesja. Na szczęście już mam ferie, pierwsza podwójna sesja za mną. Mogłabym się już całkowicie zrelaksować, gdyby nie to, że co 5 minut odświeżam USOS-a w nadziei na pojawienie się ocen z egzaminów. To chyba większy stres niż sam egzamin... Przez naukę, oczywiście zaniedbałam czytanie dla przyjemności, w styczniu przeczytałam całe ... 2 książki, tragedia! Wczoraj skończyłam również czytać "Kompleks Portnoya", o którym mowa będzie w dzisiejszym poście. Tak więc - zapraszam serdecznie do czytania :)

Tytuł: Kompleks Portnoya (ang. Portnoy's Complaint)
Autor: Philip Roth
Tłumaczenie: Anna Kołyszko
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 314

Staram się czytać więcej klasyki, a "Kompleks Portnoya" możemy właśnie zaliczyć do współczesnej klasyki amerykańskiej. Jest to książka, która po swojej premierze w roku 1969 wywołała sporo kontrowersji, w niektórych krajach została wręcz zakazana. Zaczęłam ją czytać podczas sesji, więc szło mi niesamowicie wolno. Robiłam długie przerwy, czytałam w małych fragmentach, może dlatego książka wydała mi się chaotyczna? Tuż po przeczytaniu tej pozycji postanowiłam, że chyba nie czuję się na siłach pisać jej recenzji, ale ostatecznie nie mogłam się powstrzymać, aby nie naskrobać parę słów.


Philip Roth stworzył monolog mężczyzny, który niedawno przekroczył trzydziestkę, mężczyzny, które ma poważne zaburzenia seksualne wynikające z jego relacji z rodzicami (głównie z matką). Mężczyzną tym jest Alexander Portnoy, amerykański Żyd, z zewnątrz - człowiek sukcesu, uznany prawnik walczący z dyskryminacją rasową w mieście Nowy Jork; wewnątrz - pełen kompleksów, sprzecznych uczuć, niepewności i niekończących się fantazji seksualnych zagubiony żydowski chłopiec. W monologu, którego adresatem jest jego terapeuta - Spielvogel, Alexander opowiada o swoim dzieciństwie (lata 30 i 40 XX wieku), które wypełnione było paranoiczną wręcz troską rodziców o swego błyskotliwego synka. Autor przedstawia nam pokrótce życie wewnątrz żydowskiej diaspory w Stanach Zjednoczonych, życie ludzi, którzy z pogardą lub ironią odnoszą się w stosunku do gojów, którzy są dla nich uosobieniem głupoty i kiczu. Nic z resztą dziwnego, będąc atakowanymi przez antysemitów, (nie zapominajmy, że są to czasy wojenne) odpłacają się pięknym za nadobne. Portnoy został jako dziecko skutecznie zniechęcony nie tylko do religii mojżeszowej i całej kultury z nią związanej, ale i do jakiejkolwiek formy wiary. Kontynuuje opowieść swojego życia wspominając czasy studenckie, następnie początki obiecującej kariery i poszczególne romanse. Jest to bardzo luźny monolog, Alexander gubi się, wraca myślami do dzieciństwa, aby za chwilę znów mówić o czasach nie tak odległych. Najwięcej miejsca w jego wypowiedzi zajmuje zapewne matka oraz jedyna dziewczyna, do którego poczuł coś, co można by ewentualnie nazwać miłością - Małpka.

Aż do teraz, trudno mi powiedzieć, czy podobała mi się ta lektura. Z całą pewnością nie mogę stwierdzić, że w ogóle nie przypadła mi do gustu, ale czytanie jej nie należało do zadań lekkich. Jedną z rzeczy, które zachęciły mnie do sięgnięcia po "Kompleks Portnoya" były zdania takie jak:
"Jedno z dwóch lub trzech najśmieszniejszych dzieł w historii amerykańskiej literatury."
                                                                                                - Chicago Sun-Times

Niestety, nie podzielam opinii autora tego cytatu. Rzeczywiście, są w powieści fragmenty zabawne, ale raczej nie dominują. Według mnie, powieść ta jest dość smutnym portretem samotnego mężczyzny, który wie, że coś jest z nim nie tak i próbuje dociec dlaczego.
"(...)Gdzie się podział zdrowy rozsądek, który miałem w wieku dziewięciu, dziesięciu, jedenastu lat? Dlaczego żywię do siebie tyle nienawiści i obdzieram się sam ze skóry? W dodatku jestem taki samotny! Nic tylko "ja"! Zamknięty w sobie!(...)"
Domyśla się, że winna jest sytuacja w jego domu rodzinnym, mówi o swoim życiu jako o ciągu sytuacji absurdalnych.
"(...) Dysproporcje i melodramaty to mój chleb powszedni!"
Nie potrafi się zakochać, do ojca czuje pogardę, do matki żal, a równocześnie kocha ich, wciąż jest ich małym synkiem.

Philip Roth z całą pewnością stworzył bardzo przekonujący portret człowieka z poważnym zaburzeniem psychicznym, który chwilami jest faktycznie ciekawy, ale chwilami czyta się go opornie (przynajmniej takie są moje odczucia). Powieść obfituje w sceny, co tu dużo mówić, wulgarne. Mnie akurat taka treść nie odrzuca, ale zdecydowanie odradzam lekturę osobom wrażliwszym. Mimo wszystko, styl pisania Rotha zainteresował mnie, na pewno sięgnę jeszcze po jego twórczość (szczególnie, że Wydawnictwo Literackie wydało jego dzieła w tak pięknym stylu!).


Wyzwania - kategorie, pod które podpada książka:
1. Wielkobukowe wyzwanie 2016 - "Klasyka literatury amerykańskiej"
                                                          "Współczesna klasyka"
2. 2016 Reading Challenge - "A classic from the 20th century"

2 komentarze:

  1. Temat książki wydaje się ciekawy :D może kiedyś przeczytam, ale narazie mam zbyt długą listę książek czekających w kolejce. Lubię czasami poczytać klasyke;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. długa lista książek.. skąd ja to znam? :D A czytając klasykę, człowiek czuje się taki jakiś mądrzejszy i lepiej wykształcony haha

      Usuń